Autorstwa użytkownika Wojti2000 (dyskusja). WSZYSTKIE POSTACIE UŻYTE ZA POZWOLENIEM.
-UCIEKAJCIE!- krzyknął Hatashi.
Mury świątyni na wzgórzu waliły się. Mnisi i wojownicy biegali wszędzie, wpadali na siebie i skakali po gruzach. Hatashi zadął w róg ale to nie pomogło, wszyscy uciekali. Tuż za nim, w ziemię uderzyła wielka kula ognia, z której po chwili wyszedł robopingwin z wielkim mieczem zamiast skrzydła, Hatashi wyjął katanę i zaczął się pojedynek. Tymczasem, we wnętrzu świątynii, na bambusowej macie siedzieli Meimor i Kiirah. Jeden z nich patrzył na basen, a drugi trzymał w dłoni rewolwer.
-Musisz uważać.- rzekł Kiirah.
-Wiem.- odparł Meimor.
-Jeżeli zawalisz to nas pokonają. A wtedy Hatashi będzie niezadowolony.
-Rozumiem.
Rewolwer Meimora wydał głośne pyknięcie, obaj usłyszeli odgłos huku i przez ścianę z drewna wszedł do środka gigantyczny pająk-robot. Jego robo-jaszczurza głowa patrzyła na nich ze smakiem. Kiirah złapał Meimora śliską od potu ręką i uciekli. Na zewnątrz było widać jak Hatashi strzela w armię robo-zwierząt ze swojego garłacza, ale tych pojawia się coraz więcej, i więcej. Za murami było widać gigantyczną fabrykę robotów na gąsienicach, z której wybiegały coraz to nowsze robo-zwierzęta.
-Szybko! Meimor!- wrzasnął Kiirah.
Meimor wystrzelił w roboty a te, wszystkie spojrzały się na niego i dało to Hatashiemu szansę na powystrzeliwywanie połowy z nich.
-I jak tam Hatashi?- spytał Kiirah.
-Nie mamy czasu na to wszystko, zaraz zaatakuje nas Bomba.- odrzekł Hatashi. Dwoje mnichów zadęło w rogi czym obwieściło to że z fabryki-czołgu lała się kolejna fala robotów. Wojownicy i mnisi uciekli do wnętrza świątynii. Roboty wlewały się do niej oknami i drzwiami a wojownicy bronili się jak mogli.
-Szybko, szybko, już, już!- krzyknął mnich i wystrzelił w stronę robotów z działa okrętowego na murach. Maszyny zostały zniszczone, ale nie wszystkie.
-Uwaga! Z koloseum wychodzi Bomba!- wydarł się Hatashi. Do wnętrza świątynii wbiegł robot z przyklejonym do pleców gigantycznym granatem. W granat coś strzeliło. Był to Jun, który posiadał karabin snajperski. Każdy z robotów nie był zaprogramowany do unikania strzałów w głowę.
-Do ukrytego wyjścia!- krzyknął głos mnicha z megafonem.
Wszyscy uciekli do małych drzwi w murze, ale co wolniejsi mnisi byli łapani przez roboty. Hatashi obrócił się tylko jeden jedyny raz, zobaczył wybuch bomby. Zamknęli za sobą ukryte wyjście, i wbiegli na najbliższy pagórek. Tam zobaczyli że roboty wręcz wylewają się z fabryki w różne strony by ich znaleźć, postanowili uciekać dalej. Jedyne drzewa jakie były w okolicy to bambus, więc nie dało się schować ale udało im się uciec do najbliższego budynku - katedry. Wkrótce Hatashi wysłał listy do wszystkich inteligentniejszych zwierząt na świecie. Na zebraniu pojawiło się setki zwierząt, na ambonie siedzieli najważniejsi: Hatashi, Jowian, Iksin, Darek, Łysy, i Kartan w obstawie.
-Ekhem, ekhem.- powiedział Iksin -Szanowne panie, i szanowni panowie. Wszystkie zwierzęta i nasi bracia ludzie stanęli w obliczu zagrożenia - armii robotów. Na jednego zabitego przypada dwieście nowych. Jest ich za dużo.
-Zajęli moją rodzinną Australię. Nic ich nie powstrzyma. Pojmali całą moją krokodylą rodzinę.- rzekł Kartan.
-Strzegę klucza, i nie mogę pozwolić na zabranie go tym puszkom po konserwach!- krzyknął Jowian.
-A ja mam ochotę rozbić robogłowy za pieniążki.- uśmiechnął się Łysy i oparł głowę o łokieć.
Iksin nic nie powiedział, po prostu westchnął i zszedł z ambony. W tym samym momencie sufit się rozpadł, ukazując dwie postacie - borsuka i sobola. Soból zeskoczył nagle a borsuk spadł niezdarnie.
-Dobrze, dzieweczki. Ja z Rasjii pochodzę, co by niektóre nie wiedziały!- wrzasnął soból.
-Hola, hola komuchu! Nas jest więcej!- odkrzyknął Łysy.
Soból złapał najbliższego mnicha swoimi mechanicznymi łapami, i rzucił nim o ścianę.
-Do swidania.- powiedział po czym pobiegł w stronę Łysego na ambonie. Ten wyjął składak i strzelił w sobola kilka razy. Pociski odbiły się. Soból złapał kolejnego mnicha i rzucił nim w Łysego.
-Nie pozwolę żeby ruski pieróg twojego pokroju pokonał Polaka!- ryknął Łysy, rozwścieczony. Zeskoczył z ambony.
-CHODŹ DO TATUSIA, KOMUNISTO!