Pingwiny z Madagaskaru fanfakty Wiki
Advertisement

Poprzednia część

„W końcu” – myślał Skipper. „Jeszcze chwila i z powrotem w Nowym Yorku. Już tęsknię za tym metalicznym zapachem niebezpieczeństwa…” Razem z resztą oddziału stał w zaciemnionym pomieszczeniu w zamku Canterlot. Grupa jednorożców za pomocą jakieś fosforyzującej farby malowała dziwne znaki na podłodze. Najgorsze w tym jednak było to, że cały zespół symboli był bardzo skomplikowany, a do tego musiał być stworzony z niesamowitą precyzją. Właśnie trwała czwarta próba, jak dotąd najdłuższa, ale ciężko określić, czy było to spowodowane dalszym postępem prac, czy ich powolniejszym tempem.

- Te, długo jeszcze? – zapytał się Łysy, który właśnie skończył wyładowywać swoją frustrację na snopku siana. Ale nie przestał tego robić, bo już był zrelaksowany, tylko dlatego, że jego cel nie wytrzymał. 

- Tak, jeszcze długo. To jest wielki, skomplikowany wzór runiczny prosto z samej Zebrici, czyli coś, czego się nie robi w pięć minut. Same zebry tworzą je nawet w przeciągu paru dni, a nawet tygodni – odpowiedział koordynujący grupę ogier jednorożca o srebrnej sierści i równo przyciętej, brązowej grzywie. – Mówiłem to już wiele razy, ale powiem jeszcze raz, zajmijcie się czymś, bo wasze czekanie tu jest bez sensu.

- Skipper, jakby co szukam zaczepki na mieście. Rico, przyłączysz się? – Psychopata na te słowa dresa zaczął bełkotać w sposób, który sugerował, że się zgadza.

- Chyba lepiej, byśmy wszyscy byli na miejscu. Wtedy szybciej będziemy w domu – powiedział Louis, który przejął od Szeregowego rolę „głosu rozsądku” w drużynie, gdyż ten jest zbyt rozproszony pewną częścią equestriańskiego społeczeństwa.

- A czemu nie pójdziemy na ceremonię? – zapytał Szeregowy. – W końcu też pomagaliśmy w pokonaniu Discorda.

- Bo to nasza wina, że się uwolnił i jego pokonanie należało do naszych obowiązków. Z takich okazji ceremonii się nie wyprawia – odpowiedział Skipper.

- Tym bardziej, że już się chyba kończy. Nie masz już po co iść – dodał Kowalski. Jak na potwierdzenie tych słów do pomieszczenia weszła księżniczka Luna.

- Spell Nexusie, jak idą przygotowania? – zapytała.

- Wasza wysokość, były drobne poślizgi, ale powinniśmy zdążyć w ciągu najbliższej godziny – odpowiedział ten sam ogier, który wcześniej tłumaczył pingwinom skomplikowanie tych run. – Tylko chciałbym prosić o zabranie ich stąd – pokazał na oddział komandosów.

- Rozumiem, zajmę się naszymi gośćmi, ale mimo wszystko prosiłabym o przyspieszenie prac – odpowiedziała lunarna księżniczka, po czym dała pingwinom znak, żeby wyszli, co cała szóstka uczyniła. Za drzwiami czekała na nie szóstka bardzo dobrze znanych ich klaczy.

- Chyba nie myśleliście, że puścimy was bez pożegnania – powiedziała Applejack.

- Dobra, to cześć, pa, czy jak się tu żegnacie. Możemy już wracać? – powiedział Łysy.

- Nie, najpierw impreza – odpowiedziała Pinkie Pie.

- Jak ty urządzisz przyjęcie przez niecałą godzinę? – zapytał się Kowalski.

- To nic takiego dla mojego działa imprezowego – powiedziała różowa klacz wyciągając skądś wielką armatę utrzymaną w kreskówkowym stylu, po czym wystrzeliła wzdłuż korytarza. Słysząc huk wystrzału Łysy instynktownie wyciągnął swój pistolet. Jednak schował go po chwili widząc, że z armaty wyleciały balony, chmura confetti i inne imprezowe sprzęty.

- Nie odpuścisz, co? – powiedział Skipper.

- Nie – odpowiedziała Pinkie Pie.

- Niech już ci będzie, ale zrób to szybko, bo nie mamy wiele czasu. Za godzinę mamy teleport powrotny – humorystycznie skomentował Louis.

Następna część

Advertisement