Pingwiny z Madagaskaru fanfakty Wiki
Advertisement

Poprzednia część

- Panie pułkowniku, mamy problem - powiedział pegaz w lekkiej zbroi lansjerskiej lądując na szczycie jednej z wież zamku. Kuc ziemny w zbroi Gwardii Dnia obrócił głowę i krzyknął:

- Chłopaki, macie swoje 5 minut!

Trójka ogierów ziemnych w lekkim opancerzeniu słonecznej straży oddała regulaminowy salut, po czym podeszli do wielkiej armaty. Jeden z artylerzystów przejrzał pole bitwy. Wyciągnął lornetkę i dokładniej obejrzał grupę podmieńców.

- Dajecie tam - stwierdził obserwator. - Odłamkowym - dodał. Pozostali obrócili armatę w stronę grupki przeciwników. Jeden z artylerzystów podszedł do małej lunety.

- Jeszcze trzy stopnie w prawo – rzekł. Działo delikatnie się obróciło. – I dwa do góry. – Armata trochę się podniosła. - Jeszcze chwila, niech się ustawią... - dodał celowniczy, a po ułamku sekundy krzyknął - TERAZ!!! - Okolicą wstrząsnął wielki huk. Kilka podmieńców szykujących się do ataku nurkowego na formacje naziemne spojrzało w stronę wież zamkowych. Zauważyli dziwny obiekt szybko poruszający się w ich stronę. Jeden z nich wyszczerzył kły i groźnie na niego spojrzał. Kolejny machnął skrzydłami w przeciwną stronę. Jego sąsiedzi złapali go za nogi i wciągnęli z powrotem do bliżej nieokreślonej zbitki, którą changejscy dowódcy zwykli nazywać szykiem. Trzeci otworzył szeroko usta. Jednak żaden głos nie wydostał się z jego gardła. Tajemniczy obiekt uderzył w jednego podmieńca. Formacją zatrzęsła wielka eksplozja. Zmiennokształtni, z ostrymi kawałkami metalu wystającymi z różnych, nierzadko dziwnych miejsc, spadały na ziemię. Mała grupka, którą odłamki minęły, otrząsnęła się po eksplozji pocisku. Spojrzeli w stronę zamku sprawdzić, czy nie leci następny. Zamiast niego zauważyli klucz pegazich lansjerów. Większość podmieńców zaczęła się zastanawiać, czy to lepiej, czy nie. Jeden, najwyraźniej najwyższy rangą, przyłożył kopyto do czoła.

- Uciekajcie, tępe kuczesyny!!! –wrzasnął. Pozostali albo go posłuchali, albo doszli do tych samych wniosków. Lansjerzy wlecieli we wrogą formację. Kilka podmieńców nadziało się na ich broń drzewcową. Reszta jednak dała radę uciec. Kucyk lecący na szpicy przygotował swój miecz do ataku. Reszta szybko poszła w jego ślady. Oddział się rozproszył i każdy lansjer ruszył za innym podmieńcem. Pegazy doleciały do przeciwników. Podmieńce bez walki poddały się losowi, jaki szykowali dla nich żołnierze Equestrii. Widok ekspkodującego pocisku i chmury morderczych odłamków, które z łatwością zabiły wielu ich pobratymców, zadziałał na nich strasznie demotywująco. Miecze lansjerów przebiły się przez skórę przeciwników. Podmieńce padły na ziemię. Po ich martwych ciałach przebiegła formacja jednorożnych kirasjerów. Szable lewitowały nad nimi. Grupa podmieńców galopowała i leciała w ich stronę. Ich rogi zabłysły zielonym światłem. Magiczne promienie uderzyły w pancerze kucyków. Energia podążyła wzdłuż zbroi w stronę podków, po czym wchłonęła w ziemię. Pancerze equestriańskich jednostek naziemnych były chronione specjalnymi zaklęciami przed atakami magicznymi, o czym to podmieńce miały się w bolesny sposób dowiedzieć. Kirasjerzy naładowali swoje rogi magią i odpłacili przeciwnikom pięknym za nadobne. Mała grupa podmieńców została odrzucona od reszty. Obie formacje zbliżyły się do siebie. Kirasjerzy zamachnęli się swymi szablami. Spadające klingi rozcięły głowy podmieńców. Kucyki obróciły swój oręż, po czym zanurzyły sztychy w klatkach piersiowych przeciwników. Serią szybkich cięć pozbyli się reszty podmieńców.

Następna część

Advertisement